Moja
wielka, smaczna, włoska przygoda dobiegła końca. Aż przykro było wsiadać do
samolotu na Ciampino, gdy na rzymskim niebie zaczynało coraz mocniej świecić piękne
słońce. Ale cóż, trzeba wracać do rzeczywistości, pracy i deszczowego (niestety)
Krakowa. Pełna inspiracji, nowych sił i pomysłów wróciłam, by kontynuować i
spełniać moją kulinarną pasję. Tymczasem specjalnie dla Was wrzucam, krótki
reportaż z mojego pobytu w Rzymie oraz Neapolu. Przedstawiam apetyczną stronę obu miast.
Pierwszy
dzień wraz z Jolą poświęciłyśmy na szybkie rozpoznanie miasta. Oczywiście trafiłyśmy
także na jedną z najbardziej znanych ulic Rzymu, czyli Via del Corso. Mnogość
sklepów odzieżowych nie była wprost proporcjonalna do ilości knajpek (żołądek
domagał się jeść – teraz, zaraz). Pizzerii, restauracji i mniejszych trattorii było niewiele. A jak już coś się
znalazło to ceny przekraczały nasze możliwości finansowe. Wreszcie w
poszukiwaniu miejsca posiłku trafiłyśmy na jedną z bocznych uliczek i tam
znalazłyśmy restauracyjkę, która wyglądała przyzwoicie, a cena nie odstraszała.
Spożyłyśmy sałatkę, pizzę, a do picia zamówiłyśmy cappuccino i winko. Ogólna
ocena jedzonka to 6/10. Generalnie polecam knajpki bliżej rejonu Di Trevi niż
Via del Corso, ze względu na smak i na cenę.
Kolejny
dzień pobytu to dalsze zwiedzanie, a także obżeranie się mozzarellą i ricottą
bez pamięci (skutki czuję po spodniach… wrrr). I woda, dużo wody. Pogoda była
świetna, słońce towarzyszyło nam przez cały okres pobytu, więc bez częstego
nawadniania się nie obyło. Obiadek spożyłyśmy w okolicy fontanny Di Trevi na
Via del Arcione. Posiłek smaczny, niezbyt drogi (mam na myśli pizza, pasta
między 4-6 euro, kawa 2,5-3 euro). Pasta Arrabiata i sałatka były na tyle
dobre, iż mogę dać 8/10. Ogólnie knajpki w tym rejonie są warte polecenia.
Wtorek
przypadł na Neapol. Dla mnie miasto przeciwieństw (prawie jak Indie). Z góry
radzę wszystkim, którzy udają się do Neapolu w celu zwiedzania, (a nie znają na
tyle miasta, by czuć się pewnie) aby trzymali się ruchliwych ulic, punktów
turystycznych i obszarów w miarę bezpiecznych. Neapol z jednej strony jest
piękny (Via Toledo, zatoka, port, Starówka), a z drugiej przerażająco brudny i
nieprzyjazny. Sterty śmieci walające się po ulicach, smród i wielu podejrzliwie
patrzących tubylców nie były dla nas komfortowe. Gdy już wróciłyśmy
(szczęśliwie!) na turystyczny szlak odetchnęłyśmy z ulgą i w spokoju
dokończyłyśmy zwiedzanie. W południe skosztowałyśmy Caffe Latte na placu w
centrum miasta, a na obiad poszłyśmy na najlepszą pizzę pod słońcem do pizzerii
Vesi. Quattro formaggi była obłędna, a wino mocne! J Na Via Toledo Jola zjadła lody, które
określiła mianem genialnych, więc polecam. A Jola wie co mówi!
Reszta
dni upłynęła na fotografowaniu, zwiedzaniu, jedzeniu, piciu i opalaniu. Na
koniec mieszanka zdjęć nie dotyczących jedzenia, na zachętę do zwiedzania malowniczej
Italii. I jak tu nie kochać Włoch?! ;)
Ciao!
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi niezmiernie miło jeżeli pozostawisz po sobie ślad, czyli komentarz.
Pozdrawiam serdecznie!
Basia ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz